"To jest interwencja militarna, która nie ma prowadzić do okupacji terenu Libii. Jest to środek do ochrony Libijczyków, który pomoże im przejść tę drogę do wolności" - oświadczył Francois Baroin.
(Afrykańska rewolta służbami sterowana... cz.2)
Od kilku miesięcy obserwujemy wygładzanie cywilizacyjne północnej Afryki poprzez udemokratycznianie jej władz. Schemat jest wszędzie taki sam... wychodzi opozycja na ulicę i żąda ustąpienia tego, który rządzi. Media huczą i co rusz podają bardziej dramatyczne fakty mające uczulić społeczności zachodnie na tragiczny los cierpiącego arabskiego ludu, który tylko czeka by porzucić swoje wielowiekowe nawyki i nurzać się w rozkoszach demokratycznego życia: (sorga.salon24.pl/317033,afrykanska-rewolta-sluzbami-sterowana-cz-1 )
Z okazji tych zmian, w mediach widzimy rewolucjonistów wyposażonych w broń palną, nie wyłączając z tego dzieci... wszyscy mają paluszki ułożone w kształt literki V i szaleją z radości na widok kolejnego spalonego sklepu czy zdemolowanego budynku.
Potem rewolucja przenosi się dalej, do innego kraju, a media zapominają co się stało z dyktatorami, którzy ustąpili i mając zamrożone konta bankowe w apolitycznych bankach powinni żebrać na chleb gdzieś na chodnikach wielkich zachodnich miast.
Z Libią miało być podobnie...
Z tym, że zwyczajnie się nie udało. Rewolucjoniści przejęli kilka miast, a w mediach mówiono o końcu Kadafiego. To miał być zryw Libijczyków i zbuntowanej armii mającej przynieść niepodległość terroryzowanemu przez Kadafiego państwu.
Dziwnym jednak trafem to zbuntowane rzekomo wojsko zaczęło robić porządki w regionach zajętych przez rewolucjonistów i dość szybko unieszkodliwiać ich działania. Widać ani to szumna prawda o rewolcie w armii, ani prawda o poparciu społecznym.
Ponieważ wojsko zaczęło skutecznie rewoltę demokratyczną dławić - przyszedł czas na sojuszniczą pomoc innych demokracji. Zamknięcie przestrzeni powietrznej było na tyle sensowne, że właśnie z powietrza Kadafi świetnie sobie radził z niepokornymi. Kolejnym krokiem była rezolucja ONZ o napaści (bo inaczej tego nazwać nie można) na Libię.
Po co?
Chyba nie ma człowieka na świecie, który uwierzy w amerykańską misję wprowadzania demokracji w krajach arabskich. Uwierzy za to, że dopóki jest tam ropa to kraje te, co jakiś czas będą na drogę demokracji siłą naprowadzane. Przypadek pozostałych krajów stojących u bram szczęśliwości demokratycznej pokazuje, że wiele do zmian nie trzeba, a ludziska spokojnie rozejdą się do swoich domostw z poczuciem spełnionej misji...
Można powiedzieć, że potencjał naftowy Libii to żadna rewelacja, ale gdyby władze przejęli ci zaprzyjaźnieni z demokracjami zachodnimi to i nic nie stanęło by na przeszkodzie, by dobra naftowe odsprzedać tym, którzy demokrację libijską wspierali. Ludziom taka wiedza do niczego się nie przyda więc i w mediach dalsze losy udziałów w wydobyciu złóż nie będą nagłaśniane... wszak będzie po wojnie :)
Jednak misterna intryga nie wyszła i to już na początku, gdyż dyktator Kadafi w przeciwieństwie do swoich kolegów dyktatorów, miał jaja i sprawę postawił jasno: albo społeczeństwo odda wszystkie pukawki jakie ma, albo wojsko przeprowadzi zajęcia praktyczne z lekcji zasobów arsenału narodowego i zrzuci troszkę zdobyczy technologicznych na głowy zbuntowanych obywateli - na Bengazi na początek.
To już oznaczało pokazanie figi demokracjom zachodnim, która bardzo się zajeżyła na taki brak poważania. Kadafi lekcję poglądową dla obywateli Bengazi przesunął w geście pokoju o tydzień i... i właśnie dzieła destrukcji dokonały zamiast Kadafiego armie demokratyczne... oczywiście w imię ochrony życia obywateli miasta Bengazi.
I tak do Libii latały rakiety z baz na Morzu Śródziemnym i samoloty, które bombardowały libijskie obiekty i sprzęty militarne, trochę na ślepo, trochę nie, a czasami rakieta czy bomba trafia w szpital, czasami w niczego nieświadomych cywili...
Jak to na wojnie :)
Wprowadzanie demokracji musi zostać zakończone sukcesem sił demokratycznych i by zwiększyć siłę rażenia propagandy dowiadywaliśmy się, że żołnierze Kadafiego biegają z pukawkami i prezerwatywami choć nikt tak naprawdę nie wie kto gwałcił kobiety libijskie. Amerykanie testowali swoje najnowsze cuda techniki wojskowej bez liczenia strat w ludziach. Na koniec zaopatrzyli wraz z sojusznikami obywateli w podartych swetrach w broń i oddali im inicjatywę w ręce… gdy ktoś nudził się w czasie wakacji i chciał sobie postrzelać także mógł wybrać się do Libii by wspomóc rewolucję.
Komentarze